sobota, 2 kwietnia 2016

Day 47

Od Autorki- Blaze ma w tym rozdziale atak paniki, więc jeśli to cię przeraża lub sprawia, że czujesz się źle, proszę, nie czytaj.



- Więc co chcesz? - spytał Luke, na co Blaze wzruszyła ramionami.
- Nieważne, jakieś ciastka czy coś. - odpowiedziała.
- Okej, wrócę za 10 minut. - powiedział, a ona przytaknęła. - Pa, kocham cię. - dodał, a ona uśmiechnęła się do niego.
- Kocham cię. - odparła. Pochylił się i cmoknął jej usta nim wyszedł przez drzwi. Wstała z kanapy i zmieniła film. To był właściwie pierwszy raz od paru tygodni, kiedy nie była z Lukiem, co oznaczało, że była sama ze swoimi myślami. Na początku, były zwyczajne.

Ciekawe, co chłopcy robią?
Dawno nie widziałam się z Chelsea. Może powinnam do niej zadzwonić.
Ciekawe, jak tam delegacja taty.
Ale wtedy myśli, które odpychała od siebie przez parę dni zaczęły wkradać się do jej głowy.
Minęło już prawie dziesięć minut. Czy z Lukiem wszystko w porządku?
Co zrobię kiedy on umrze?
Co jeśli mnie tu w ogóle nie będzie, kiedy umrze?

Stawał się coraz słabszy przez ostatnie dni. Wszyscy mogli to zobaczyć. Coraz widoczniejsze było to, że utyka, i coraz częściej coś go bolało. Poczuła znane motylki w brzuchu, a jej ręce zaczęły się trząść, ale jej myśli nie chciały przestać nadchodzić.

To może się stać w każdej chwili.
Jak mam żyć bez niego?
Co ja w ogóle zrobię?

Motylki stawały się coraz intensywniejsze, aż w końcu dostała pełnych nudności. Bicie jej serca dramatycznie przyśpieszyło, a jej ramiona zaczęły mrowić. Stała tam, z myślami przelatującymi przez jej głowę sto mil na godzinę, aż upadła, na szczęście lądując na kanapie. Walczyła o oddech, siedząc na kanapie z kolanami przyciągniętymi do jej piersi. Ledwo usłyszała, jak drzwi się otwierają oraz jak Luke zachłysnął się powietrzem.
- O mój Boże, Blaze! Blaze, wszystko w porządku? - zapytał, chociaż ona ledwo mogła usłyszeć jego niewyraźny głos.  Trzymając ją w swoich ramionach, pocierał jej plecy. Patrzył na nią zmartwionym wzrokiem, aż jej serce nareszcie zaczęło zwalniać, a powietrze powracało do jej płuc. - Blaze, co to było? - spytał, a ona pokręciła głową, wstając z kanapy. Poszła do kuchni i wzięła dwie szklanki z szafki. Wypełniła jedną z nich wodą a drugą korzeniowym piwem, wiedząc, że to jego ulubione. Kiedy on stał z piciem w dłoni, ona już wypiła swoje. - Blaze, czy ty właśnie miałaś atak paniki? - zapytał wolno, a ona cicho przytaknęła, bawiąc się pustą szklanką. Przyciągnął ją do siebie i kołysał nimi w przód i w tył, aż ona owinęła swoje ramiona wokół niego i schowała twarz w jego pierś.

To był pierwszy raz, kiedy miała tak paniki od kiedy poznała Luke'a Hemmingsa.

Od Autorki- wybaczcie, jeśli atak był trochę dziwny, ale to właśnie dzieje się ze mną. Każdy ma inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz