- Powinniśmy gdzieś dzisiaj wyjść. - powiedział Luke i Blaze spojrzała na niego z uniesioną brwią.
- Gdzie? - spytała, a on wzruszył ramionami.
- Gdziekolwiek. Świat należy do nas. - powiedział, gdy ona zachichotała.
- Jezu, brzmisz jak mój tata. - powiedziała i teraz to była jego kolej, by unieść brew.
- Chodźmy na kręgle. - zaproponował, a ona zachichotała i potrząsnęła głową.
- Cokolwiek powiesz, Hemmings. - powiedziała i wstali z ławki, podążając do samochodu.
Dziesięć minut później byli w innych butach i Blaze trzymała kulę blisko swojej twarzy.
- Możesz to zrobić,
Blaze. - wyszeptała do siebie, zanim wykręciła ramię do tyłu i potoczyła
kulę po torze. Wstrzymała powietrze, gdy ta uderzyła we wszystkie
kręgle i okręciła się, by zobaczyć zaskoczony wzrok Luke'a.
- Ładnie. - skomplementował, a ona wyrzuciła ramiona w górę.
- Zrobiłam to! -
krzyknęła a Luke się zaśmiał, zanim wstał i złapał ciężką kulę. Z
łatwością potoczył kulę po torze i obserwował, jak uderza we wszystkie
kręgle. Odwrócił się i podszedł do swojego siedzenia.
- Blaze, może i skończyłem ze sportem, ale to nie oznacza, że nadal nie jestem dobry. - powiedział, a ona się żachnęła.
Luke wygrał.
To był pierwszy dzień, gdy opuścili park.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz